Opowieści o emocjach, wędrówki wgłąb duszy i umysłu.
Tekst
Alicja Klimczak-Dobrzaniecka
Zdjęcia
Gracjan Donarski
Twarze bez rysów, rozmyte, nieczytelne, nieco niepokojące. Bohaterowie obrazów Natalii Bażowskiej są pozbawieni konkretnych cech, a ich indywidualizm wydobyty został jedynie za pomocą koloru mięsistej farby o charakterystycznej strukturze. Artystka bywa portrecistką, ale z jej obrazów nie dowiemy się nic o tożsamości uwiecznionych osób. Znakomicie natomiast wyczuwalne są napięcie i niepokój, które emanują z jej płócien.
Bażowskiej jednak zupełnie nie chodzi o to, żeby straszyć, ale żeby sprowokować do zaglądania w głąb. Umiejętność budowania specyficznego nastroju wynika z oryginalnej drogi, jaką podąża ona od wczesnej młodości. Przez jakiś czas zajmowały ją dwie zupełnie różne pasje. Studiowała malarstwo i medycynę. Obroniła doktorat z pogranicza dwóch dziedzin, sztuki i psychiatrii, w którym badała wpływ twórczości na osoby będące w depresji. Od tego czasu zajmuje się wyłącznie tworzeniem. Jak twierdzi, wykształcenie medyczne wprowadziło w jej życie uważność, zaś doświadczenie artystyczne sprawia, że nieustająco rozwija wrażliwość.
Znajomość zakamarków duszy i umysłu jest u Bażowskiej wyraźna. Jej twórczość to opowieść o emocjach, właściwych nie tylko ludziom. W zasadzie nie ma różnicy, czy Natalia snuje swoją narrację o człowieku czy o zwierzęciu. Te dwa światy przenikają się nieustannie, bowiem według artystki zachowania wszelkich istot żyjących podlegają instynktom. To założenie zostało przedstawione w projekcie “Zwierciadło duszy”, w którym Natalia opowiada o wyjątkowej komunikacji, jaką wypracowała przez lata z koniem o imieniu Lary. Jak sama artystka mówi, te zwierzęta są urodzonymi performerami i sposób ich porozumiewania się polega w większości na mowie ciała.
O ile idea międzygatunkowego porozumienia wydaje się być możliwa między człowiekiem a zwierzęciem, z którym funkcjonuje się w symbiozie od zawsze, o tyle swobodne wkroczenie w świat nieposkromionej natury jest raczej abstrakcyjne. Mimo to w trakcie tworzenia pracy “Luna” Bażowska w nieskrępowany i niedający się zaplanować sposób najzwyczajniej w świecie zaprzyjaźniła się z wilczycą. To opowieść o tym, jak bardzo podstawową i bezkompromisową potrzebą jest budowanie i doświadczanie więzi, a także jak mocno jest ona nadrzędna względem innych instynktownych odruchów, jak chociażby dążeniem do zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa.
Kiedy jednak widzę świat przedstawiony u Bażowskiej, ze wszystkimi przynależnymi emocjami i napięciami, ale też podstawową, leżącą u początków wszystkiego energią płynącą natury, wiem że nie są to wyłącznie poszukiwania uniwersalnych prawd, żeby jakoś opisać trudną do ujęcia w ramy rzeczywistość. Artystka opowiada po prostu o sobie. “Nie mogę powiedzieć skąd pochodzę, bo korzenie mam w różnych miejscach. Nie jestem przywiązana do żadnego regionu” - opowiada Natalia. “Do siódmego roku życia mieszkałam na zmianę w Beskidzie Żywieckim i w Tatrach”. Koncepcja dorastania w określonym miejscu ma znaczenie w przypadku Bażowskiej, chociaż niekoniecznie w kontekście budowania tożsamości w perspektywie historyczno-regionalnej. Od najmłodszych lat przebywała bowiem w ścisłej bliskości ze światem przyrody, co bardzo wyraźnie wybrzmiewa w jej działalności artystycznej. Natura jest u niej nie tylko źródłem całego porządku świata, ludzkich emocji, ale i narzędziem tworzenia. Jej dominacja, bycie gniazdem, z którego pochodzi człowiek i które pozostanie na zawsze jego bazą, wyrażana jest u artystki w charakterystycznej palecie kolorystycznej. Zielenie i błękity, a więc te barwy, które definiują naturę, zawsze są wyidealizowane. Nasycone, radosne, jakby w swojej doskonałej postaci. Trochę przypominają pocztówki z wakacji. Albo perfekcyjne kadry z instagrama.
Mimo iż malarstwo jest dyscypliną dominującą, to Natalia pracuje cyklami, w skład których także wchodzą prace zrealizowane w formie przestrzennej, jak rzeźby czy instalacje, czy wideo. Widoczne jest myślenie szerokimi kategoriami, a problematykę, która ją aktualnie zajmuje, stara się wyczerpać za pomocą wszelkich dostępnych jej gestów. W pewnym momencie rozważania doprowadziły artystkę do powstania surrealistycznego zbioru rzeźb zbudowanych z tego co pozostawiła natura: elementów roślinnych i zwierzęcych - gliny, mchów, futra. Bajkowe, a zarazem stworzone w sposób zrównoważony prace wychodzą poza kontemplację natury i uznanie jej za absolutny fundament ludzkiego istnienia. Artystka doszła do momentu, w którym ludzka podświadomość generuje fantasmagoryczne obrazy form nieistniejących w rzeczywistości, ale z niej pochodzących. Czy wykorzystanie kawałków zwierząt i roślin to zabawa z percepcją, czy jednak niebezpieczne ludzkie dążenie do przekształcania natury na swoją modłę i jej udoskonalania? A może uznanie, że wszystko zaczyna się i kończy w naturze i to jej moc rządzi światem i nadaje bieg zdarzeniom?
Cała twórczość Bażowskiej to pytania o relacje gatunków, istotę ich istnienia, miejsce na emocjonalnej mapie świata. Co jest charakterystyczne dla osoby zajmującej się psychiką i emocjami, w jej pracach nie widać wartościowania, brak też jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi. Są tylko domniemywania i tezy, kreowanie nastroju, przywoływanie pierwotnych, podświadomych wspomnień. Odbieranie twórczości artystki to otwieranie się na swoistą autoterapię. A przecież cały świat jej potrzebuje.