Ześlizgi myślowe Anny Rutkowskiej

Tekst
Monika Przypkowska

Zdjęcia
Gracjan Donarski

Wytrawny kolor tempery i kaligraficzny, niemal elegancki gest pędzla, dowcipna, prozaiczna anegdota i erudycyjne literacko-filozoficzne tropy, figuracja i abstrakcyjna plama. Wszystko razem? Nieosiągalne? A jednak Anna Rutkowska daje radę.

Młoda współczesna artystka w swojej wyobraźni, a potem na płótnach – kreuje świat zadziorny. Dla mnie jest w nim rytm jak z filmów Hitchcocka; wszystko zaczyna się trzęsieniem ziemi, choć w tym przypadku to raczej trzęsienie kolorów. Kiedy w 2021 roku w Galerii Salon Akademii zobaczyłam jej wystawę „Prodrom”, pokazaną w ramach przyznanej jej nagrody Coming Out 2020, dosłownie dech mi zaparło. Oczy przyciągała dosadna czerwień, czysta żółć, błękity, z rzadka zieleń. A kiedy już prawie klamka o kolorystycznej dekoracyjności tych kształtów we mnie zapadła, wzrok zaczął w nich odkrywać znajome konkrety. Całości obrazu dopełniły jeszcze tytuły z fantastycznym, wkręcającym poczuciem humoru. Bardzo chciałam dowiedzieć się od niej samej, czym, a raczej kim są groźne żniwiarki i kultywatory na jej obrazach? O czym opowiadają te kompozycje? Spotkanie z artystką w jej pracowni na warszawskiej Ochocie utwierdziło mnie w przekonaniu, że w sztuce jak w życiu, najczęściej  to, co wygląda na proste, bywa bardzo skomplikowane.

Młoda współczesna artystka w swojej wyobraźni, a potem na płótnach – kreuje świat zadziorny. Dla mnie jest w nim rytm jak z filmów Hitchcocka; wszystko zaczyna się trzęsieniem ziemi, choć w tym przypadku to raczej trzęsienie kolorów. Kiedy w 2021 roku w Galerii Salon Akademii zobaczyłam jej wystawę „Prodrom”, pokazaną w ramach przyznanej jej nagrody Coming Out 2020, dosłownie dech mi zaparło. Oczy przyciągała dosadna czerwień, czysta żółć, błękity, z rzadka zieleń. A kiedy już prawie klamka o kolorystycznej dekoracyjności tych kształtów we mnie zapadła, wzrok zaczął w nich odkrywać znajome konkrety. Całości obrazu dopełniły jeszcze tytuły z fantastycznym, wkręcającym poczuciem humoru. Bardzo chciałam dowiedzieć się od niej samej, czym, a raczej kim są groźne żniwiarki i kultywatory na jej obrazach? O czym opowiadają te kompozycje? Spotkanie z artystką w jej pracowni na warszawskiej Ochocie utwierdziło mnie w przekonaniu, że w sztuce jak w życiu, najczęściej  to, co wygląda na proste, bywa bardzo skomplikowane.

Artystka nie żałuje żółtka dla swojej tempery. Podkreśla, że już na pierwszym roku studiów właśnie ta technika wyjątkowo przypadła jej do gustu i ręki. Wbrew powszechnym domysłom ten wybór to nie tylko wpływ akademickiego profesora Jarosława Modzelewskiego, ale samodzielne dostrzeżenie jej wielkiego potencjału. Zaskakujące, zwłaszcza w pierwszym kontakcie z jej twórczością jest to, że swoimi oszczędnymi, choć zdecydowanymi środkami wyrazu artystka utrwala bardzo konkretne sytuacje, takie, które ją rozśmieszyły, albo wzbudziły niepokój. Tropy do tego, co prywatne starannie jednak zaciera; pierwsze rozpisane, czasem tylko w głowie, szkice maksymalnie upraszcza tak, by to, co jednostkowe i indywidualne przestało grać tu pierwsze skrzypce. Stąd akt rzeczywisty – zrodzony tyleż z fizjologicznej potrzeby, co zrewoltowanej młodości – potrafi przerodzić się u niej w fikuśnie rozlaną plamę na tle gotycko-strzelistych trójkątów, tytuł „Cztery sikające kobiety pod katedrą” (2021) – jest tu zawadiacką podsumowującą puentą dla i tak wcześniej przykuwającej uwagę formy.

Artystka nie żałuje żółtka dla swojej tempery. Podkreśla, że już na pierwszym roku studiów właśnie ta technika wyjątkowo przypadła jej do gustu i ręki. Wbrew powszechnym domysłom ten wybór to nie tylko wpływ akademickiego profesora Jarosława Modzelewskiego, ale samodzielne dostrzeżenie jej wielkiego potencjału. Zaskakujące, zwłaszcza w pierwszym kontakcie z jej twórczością jest to, że swoimi oszczędnymi, choć zdecydowanymi środkami wyrazu artystka utrwala bardzo konkretne sytuacje, takie, które ją rozśmieszyły, albo wzbudziły niepokój. Tropy do tego, co prywatne starannie jednak zaciera; pierwsze rozpisane, czasem tylko w głowie, szkice maksymalnie upraszcza tak, by to, co jednostkowe i indywidualne przestało grać tu pierwsze skrzypce. Stąd akt rzeczywisty – zrodzony tyleż z fizjologicznej potrzeby, co zrewoltowanej młodości – potrafi przerodzić się u niej w fikuśnie rozlaną plamę na tle gotycko-strzelistych trójkątów, tytuł „Cztery sikające kobiety pod katedrą” (2021) – jest tu zawadiacką podsumowującą puentą dla i tak wcześniej przykuwającej uwagę formy.

Opalanie czerwia, 2021, 90 x 110 cm; Tempera żółtkowa, płótno
Opalanie czerwia, 2021, 90 x 110 cm; Tempera żółtkowa, płótno
Prześwietlenie, 2021, 70x90 cm; Tempera żółtkowa, płótno
Prześwietlenie, 2021, 70x90 cm; Tempera żółtkowa, płótno

Wyobraźnia Rutkowskiej – malarki, rysowniczki, performerki – to jednak układ bardziej skomplikowany. Bardzo rzadko punktem wyjścia do obrazów pozostaje dla niej pojedynczy wyabstrahowany motyw. Na pokład swoich malarskich kompozycji, ta multidyscyplinarna artystka przywołuje cały szereg, czasem dość odległych wątków i metanarracji. Nie dziwne więc, że podczas naszej rozmowy o zaniku różnicy między maszyną a człowiekiem w poglądy współczesnego francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda, artystka wplata nagle swoje wakacyjne wspomnienie orzącego w polu wujka, a na koniec przywołuje kafkowski aparat śmierci. I rzeczywiście, maszyny na obrazach Rutkowskiej, otoczone nieporośniętymi piaszczystymi wzgórzami, podobnie jak brona z „Karnej kolonii”, drgają we wszystkie strony i pracują zupełnie same. Przerażają mnie ich zmultiplikowane nożyce, kolce i kleszcze, bo implikują skojarzenie z tym, co nieokiełznane, nieprzewidywalne, co jest zagrożeniem. Jednak bać się ich nie trzeba, zwłaszcza gdy na mocy rządzącej jej malarskim światem „logiki nielogicznej”, swoje mechano-twory Rutkowska postanawia wysłać na wakacje. Patrząc, jak przeniesione na słoneczne plaże, wylegują się w ciepłym piachu, czuję, że skraca się mój dystans, a same maszyny w tej surrealistycznej odsłonie zyskują pewien rodzaj „twarzy”. To „delikatność” szczególna, rodem z kart rebelianckich powieści Williama Borroughsa, który artystkę inspiruje. Stąd, choć u Rutkowskiej nie ma tej samej, co u pisarza posuniętej obsceny, w jej kompozycjach, jeśli się dobrze przyjrzeć, także dotykamy tego, co erogenne.

Wyobraźnia Rutkowskiej – malarki, rysowniczki, performerki – to jednak układ bardziej skomplikowany. Bardzo rzadko punktem wyjścia do obrazów pozostaje dla niej pojedynczy wyabstrahowany motyw. Na pokład swoich malarskich kompozycji, ta multidyscyplinarna artystka przywołuje cały szereg, czasem dość odległych wątków i metanarracji. Nie dziwne więc, że podczas naszej rozmowy o zaniku różnicy między maszyną a człowiekiem w poglądy współczesnego francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda, artystka wplata nagle swoje wakacyjne wspomnienie orzącego w polu wujka, a na koniec przywołuje kafkowski aparat śmierci. I rzeczywiście, maszyny na obrazach Rutkowskiej, otoczone nieporośniętymi piaszczystymi wzgórzami, podobnie jak brona z „Karnej kolonii”, drgają we wszystkie strony i pracują zupełnie same. Przerażają mnie ich zmultiplikowane nożyce, kolce i kleszcze, bo implikują skojarzenie z tym, co nieokiełznane, nieprzewidywalne, co jest zagrożeniem. Jednak bać się ich nie trzeba, zwłaszcza gdy na mocy rządzącej jej malarskim światem „logiki nielogicznej”, swoje mechano-twory Rutkowska postanawia wysłać na wakacje. Patrząc, jak przeniesione na słoneczne plaże, wylegują się w ciepłym piachu, czuję, że skraca się mój dystans, a same maszyny w tej surrealistycznej odsłonie zyskują pewien rodzaj „twarzy”. To „delikatność” szczególna, rodem z kart rebelianckich powieści Williama Borroughsa, który artystkę inspiruje. Stąd, choć u Rutkowskiej nie ma tej samej, co u pisarza posuniętej obsceny, w jej kompozycjach, jeśli się dobrze przyjrzeć, także dotykamy tego, co erogenne.

Oddanie skomplikowanej struktury świata jest zadaniem z gruntu karkołomnym, może nawet bezcelowym. Jednak Rutkowska wydaje się brnąć uparcie właśnie w tę stronę. W perspektywie kosmicznej, ludzkiej, wreszcie komórkowej wszystko dla niej łączy się ze wszystkim. Intuicja podpowiada artystce, że sama nauka w niczym ludziom nie pomoże, bo świat to metafizyka i magiczne zbiegi okoliczności. Rutkowska je tropi, buduje dla nich kształty. Jej „Życie w błocie i kłopocie” (2021) rodzi „Wielkie pytania” (2021), pcha w „Ześlizgi myślowe” (2021) lub do wielkiej, czarnej „Dziury” (2021). Społeczne napięcia, polityczne konflikty, wszystko jest konsekwencją, związkiem, wszystko jest jakimś układem. To, co nas otacza, to hiper rzeczywistość, choć większość być może w ogóle nie jest jej świadoma i tylko nieliczni porzucają Matrixa dla króliczej nory. Dla Rutkowskiej, natomiast, to właściwie wnętrze... Kaszalota.

Oddanie skomplikowanej struktury świata jest zadaniem z gruntu karkołomnym, może nawet bezcelowym. Jednak Rutkowska wydaje się brnąć uparcie właśnie w tę stronę. W perspektywie kosmicznej, ludzkiej, wreszcie komórkowej wszystko dla niej łączy się ze wszystkim. Intuicja podpowiada artystce, że sama nauka w niczym ludziom nie pomoże, bo świat to metafizyka i magiczne zbiegi okoliczności. Rutkowska je tropi, buduje dla nich kształty. Jej „Życie w błocie i kłopocie” (2021) rodzi „Wielkie pytania” (2021), pcha w „Ześlizgi myślowe” (2021) lub do wielkiej, czarnej „Dziury” (2021). Społeczne napięcia, polityczne konflikty, wszystko jest konsekwencją, związkiem, wszystko jest jakimś układem. To, co nas otacza, to hiper rzeczywistość, choć większość być może w ogóle nie jest jej świadoma i tylko nieliczni porzucają Matrixa dla króliczej nory. Dla Rutkowskiej, natomiast, to właściwie wnętrze... Kaszalota.

Prodrom, 2020, 101 x 130 cm; Tempera, papier
Prodrom, 2020, 101 x 130 cm; Tempera, papier
Obraz do obracania, 2021, 50 x 60 cm; Tempera żółtkowa, płótno (len)
Obraz do obracania, 2021, 50 x 60 cm; Tempera żółtkowa, płótno (len)

Fascynacja dla tych stworzeń pozostaje w artystce żywa od czasów dzieciństwa. Kluczem jest tu sentymentalna pamiątka, którą dostrzegam na półce w pracowni artystki. To szkolna nagroda – książka o kaszalotach. Zachwyt dla majstersztyku przyrody echem pobrzmiewa do dzisiaj w jej głównych bohaterach. Złożone, pozornie abstrakcyjne struktury na tych obrazach współgrają ze sobą idealnie i równie tajemniczo, jak te w świecie przyrody. Nawet autorska metafora procesu tworzenia potwierdza, jak bardzo mocnym jest ten trop w jej sztuce – swoją pracownię w warszawskim Muzeum Ikon – współdzielony z innymi młodymi artystami, wąski i niski korytarz w postindustrialnej przestrzeni – Rutkowska porównuje wręcz do wnętrza „wielkiej ryby”, a opowieść o spermacecie kaszalota, z którego wyrabiano niegdyś smary do maszyny, jest dla niej punktem obowiązkowym w opowieści o własnych obrazach.

Fascynacja dla tych stworzeń pozostaje w artystce żywa od czasów dzieciństwa. Kluczem jest tu sentymentalna pamiątka, którą dostrzegam na półce w pracowni artystki. To szkolna nagroda – książka o kaszalotach. Zachwyt dla majstersztyku przyrody echem pobrzmiewa do dzisiaj w jej głównych bohaterach. Złożone, pozornie abstrakcyjne struktury na tych obrazach współgrają ze sobą idealnie i równie tajemniczo, jak te w świecie przyrody. Nawet autorska metafora procesu tworzenia potwierdza, jak bardzo mocnym jest ten trop w jej sztuce – swoją pracownię w warszawskim Muzeum Ikon – współdzielony z innymi młodymi artystami, wąski i niski korytarz w postindustrialnej przestrzeni – Rutkowska porównuje wręcz do wnętrza „wielkiej ryby”, a opowieść o spermacecie kaszalota, z którego wyrabiano niegdyś smary do maszyny, jest dla niej punktem obowiązkowym w opowieści o własnych obrazach.

Najważniejsze jednak, że pozbawione teoretycznych komentarzy, nudnawych przypisów i przydługiego tłumaczenia znaczeń jej kompozycje po prostu cieszą oko, a ich struktura już z daleka wabi. Feeria barw, energia gestu i cięty dowcip Rutkowskiej dają głęboką emocjonalną radość z obcowania z malarstwem. Jej obrazy odczytywane na różnych płaszczyznach są nowoczesnym, wizualnym rollercoasterem, pozostającym w tandemie z wymagającym intelektualnym podglebiem.

Najważniejsze jednak, że pozbawione teoretycznych komentarzy, nudnawych przypisów i przydługiego tłumaczenia znaczeń jej kompozycje po prostu cieszą oko, a ich struktura już z daleka wabi. Feeria barw, energia gestu i cięty dowcip Rutkowskiej dają głęboką emocjonalną radość z obcowania z malarstwem. Jej obrazy odczytywane na różnych płaszczyznach są nowoczesnym, wizualnym rollercoasterem, pozostającym w tandemie z wymagającym intelektualnym podglebiem.

artwork.house

Info

Jesteśmy platformą poświęconą polskiej sztuce współczesnej. Specjalizujemy się w doradztwie artystycznym.

Usługi

Publikacje i content

Dobór sztuki do wnętrz

Współpraca z architektami

Wystawy/eventy

Produkcja sesji zdjęciowych

Wypożyczanie dzieł sztuki

Opieka nad kolekcjami

Ul. Sarmacka 11/50
02-972 Warszawa

Be a work in progress

artwork.house

Info

Jesteśmy platformą poświęconą polskiej sztuce współczesnej. Specjalizujemy się w doradztwie artystycznym.

Usługi

Publikacje i content

Dobór sztuki do wnętrz

Współpraca z architektami

Wystawy/eventy

Produkcja sesji zdjęciowych

Wypożyczanie dzieł sztuki

Opieka nad kolekcjami

Ul. Sarmacka 11/50
02-972 Warszawa

Be a work in progress